W ramach współpracy z "CzytamyKryminały.pl" oraz członkostwa w "Team Pocisk" zostałam zaproszona do pisania felietonów na tym właśnie portalu. Myśl pierwsza: Wow! Fantastycznie! Totalna euforia. Myśl druga: przerażenie. O, matko, o czym ja mam pisać? Wysłałam więc błyskawicznie mail do Wydawnictwa. Odpowiedź przyszła natychmiast: pisz, o czym chcesz. Acha, pomyślałam. Dobrze.
W tym momencie przypomniała mi się podobna sytuacja sprzed wielu lat, gdy jakoś na początku liceum profesor od języka polskiego poprosił o zapisanie całej kartki papieru swoimi myślami. Na dowolny temat. Prace były anonimowe. Wtedy także z początku byłam przerażona. Potem, jak już zaczęłam pisać, to wszystko... pisało się właściwie samo. Pamiętam, jak jechałam autobusem z Żoliborza na Wolę, na kolanach miałam segregator własnoręcznie ozdobiony wycinankami z plakatu musicalu "Metro", i całą drogę pisałam. Powstał z tego całkiem zgrabny tekst pt. "Zwykła kolej rzeczy". Niestety, nie zachowałam go na pamiątkę. Szkoda. Nie pamiętam, co dokładnie tam napisałam, ale praca (profesor nie rozpoznał, że mojego autorstwa) została oceniona na „dobry", może nawet z plusem. I była to, niestety, jedna z najlepszych ocen z wypracowania, jaką dostałam w liceum. Myślę, że to dlatego, że kolejne prace domowe były już na konkretny, z góry narzucony temat. Temat zadany ubierałam w słowa, ale nie był już taki „mój".
Pamiętam że na (do)wolny temat pisało mi się samo. Może właśnie wtedy tak się wciągnęłam w pisanie? Myślę, że szło mi tak dobrze i lekko, ponieważ nie ograniczał mnie żaden z góry określony przez kogoś temat, żadne zadanie do wykonania czy czyjaś teza do obronienia. Mogłam pisać właściwie wszystko, co mi tylko ślina na język przyniosła. I tak zostało do dzisiaj. Najlepiej pisze mi się o tym, o czym sama chcę w danej chwili pisać. Wtedy słowa niemalże same układają się w jakąś zgrabną całość. Gorzej, jeśli później ktoś ma uwagi do mojego tekstu w stylu: „A może by tak... więcej krwi?", „Za mało krwawe jest to opowiadanie" albo „Dołóżmy jednak jeszcze troszkę krwi". Ale ta krew już nie będzie „moja". Mój zamysł, cały koncept polegał właśnie na tym, żeby tej czerwonej, gęstej i lepkiej cieczy nie było widać. Ja chciałam inaczej. Oczyma wyobraźni widziałam jakieś zdarzenie, krew(!) w żyłach mrożącą zbrodnię, ale to wszystko czuło się podskórnie, w mroku sieni, w której czaił się morderca, w szumie deszczu w ciemną listopadową noc, w starych skrzypiących schodach, w zapachu wilgoci i stęchlizny... Po co tu jeszcze krew. Trzeba zostawić pole wyobraźni.
Katarzyna Kacprzak – radca prawny. Od podszewki zna życie w korporacji. Jako publicystyka od tematów społecznych współpracowała z Naszym Czasopismem. Uwielbia kryminały Camilli Lackberg, wychowała się na prozie Chmielewskiej. Poza tym uwielbia podróżować, szczególnie do Azji. Autorka korpokryminałów, między innymi fenomenalnej powieści "Spinka", nad której kontynuacją pracuje obecnie. W planach ma jeszcze wydanie książki przygodowej dla dzieci. Jedno z opowiadań Katarzyny Kacprzak zostanie również włączone do antologii opowiadań kryminalnych "Zabójczy Pocisk 2".
ul. Borowskiego 2 lok. 205
03-475 Warszawa
+48 22 416-15-81
kontakt@czytamykryminaly.pl