Morderstwa zaklęte w miniaturach! Frances Glessner Lee, czyli pierwsza specjalistka medycyny sądowej
Niektóre kobiety znajdujące się w jesieni życia zajmują się numizmatyką, inne przeglądają stare albumy z pamiątkowymi fotografiami. Dbają o domowe ognisko, opiekują się wnuczętami... cenią ciszę i spokój. Frances Glessner Lee należała do jeszcze innej kategorii. Pasją Amerykanki były bowiem tajemnice różnorakich zbrodni. A nieco konkretniej – sztuka związana z odtwarzaniem miejsc przestępstw.
Frances Glessner Lee urodziła się w dobrze sytuowanej rodzinie w 1878 roku. Była córką współwłaścicielki prestiżowej firmy przemysłowo-rolniczej International Harvester Company. Przez wiele lat prowadziła nad wyraz spokojne, wyjątkowo dostatnie życie. Codzienna rutyna potrafi być zabójcza, a rodzina nie musi dawać wcale wystarczającego poczucia szczęścia. Frances starała się jednak dopasować do roli, którą niejako narzucili jej bliscy. Nie była jednak z tego zadowolona, gdyż prawdziwą pasją były dla niej... naukowe dochodzenia związane z morderstwami, psychologiczne gry, domysły i pytania: Kto i dlaczego zabił? Lee, która nazwisko odziedziczyła po mężu (związek z Blewettem Lee przetrwał jednak raptem 16 lat) od dziecka była zamiłowana historiami Sherlocka Holmesa, kryminalnymi sprawami, które rozwiązywał za pomocą siły deduckji, bystrości umysłu. Frances intrygowało również to, jakie sekrety zawarte były w umyśle... H.H. Holmesa, a więc jednego z pierwszych seryjnych, amerykańskich morderców.
Pasja do tego, co zakazane – jak na owe czasy – fascynacja zbrodnią, dochodzeniem do prawdy, wszystkie emocje, przez wiele lat tłumione przez bliskich (ojciec Frances uważał, że jakiekolwiek zainteresowanie sprawami organów ścigania jest brudne, nieprzyzwoite), w końcu wzięły jednak górę. W latach 50. Lee postanowiła bowiem, że część swojego majątku przeznaczy na ufundowanie pierwszego w historii Departamentu Medycyny Sądowej na Uniwersytecie Harvarda. Śmiały ruch. A był to dopiero początek.
Prawdziwy talent Frances przejawiała bowiem do bardzo osobliwego, niezwykłego zaaranżowania... domów dla lalek. Domów, które za sprawą manualnych zdolności naszej bohaterki zamieniały się w prawdziwe miejsca zbrodni. Prawdziwie dramatyczne, zdarzało się, że wyjątkowo krwawe i makabryczne sceny oparte były na autentycznych sprawach z akt kryminalnych. Celem tych niecodziennych ekspozycji była pomoc uczniom z Wydziału Medycyny Sądowej, którzy szkolili się na przyszłych medyków sądowych i detektywów. Analiza sytuacji, skupienie się na detalach, wniknięcie w świat zbrodni... intrygujące? Jeszcze ciekawsze jest to, że małe dzieła sztuki Lee wykorzystywane są niekiedy do dzisiaj jako materiał badawczy przy szkoleniach.
Frances nigdy nie mówiła o sobie jako o artysce, jednak tytaniczna praca, którą wykonywała przy rekonstrukcji może budzić podziw, zachwyt. Prawdziwe zaciekawienie. Trójwymiarowe prace stały się nawet przedmiotem wystawy, którą zatytułowano "Murder Is Her Hobby" (z ang. Morderstwo to jej hobby), a którą na początku tego roku można było oglądać w Smithsonian American Art Museum. Modele zostały zrealizowane w latach 40. i 50. XX wieku jako pomoce w procesie szkoleniowym między innymi policyjnych śledzczych. My również chcielibyśmy przybliżyć Wam część perełek ze zbrodniczej skarbnicy Frances Glessner Lee.
Marcin Waincetel